Dokonane w tytule zestawienie czarownic i szkolnej klasy wydaje się przedsięwięciem co najmniej śmiałym i pozornie niestosownym. Jednakże przedmiotowe zestawienie – w kontekście syndromu kozła ofiarnego – ma swoje głębokie i merytoryczne uzasadnienie. By je dostrzec należy odbyć podróż w czasie – przenieść się do okresu, w którym magia stanowiła nieodłączny element życia społecznego. Magia jest zjawiskiem pradawnym, występującym niemal w każdej kulturze na świecie, już od starożytności. Istnieje  magia ludowa, opierająca się na podaniach, urokach, gusłach oraz zielarstwie – jej przedstawicielami były w dużej mierze kobiety (zwane strzygami, szeptuchami, babami czy wiedźmiami). Wyróżnić należy również magię uczoną, elitarną, zarezerwowaną dla mężczyzn – alchemików, magów czy astrologów, którzy mieszkali na zamkach i w pałacach, nierzadko zajmując ważne stanowiska w hierarchii dworskiej. Kto z nas nie słyszał choćby o Nostradamusie czy Fauście? Jednak bez względu na to, czy była to magia ludowa, czy uczona, spełniała ten sam cel. Dawała poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Od zarania dziejów człowiek dążył bowiem do przyporządkowania sobie natury oraz wykorzystywania jej do swoich prywatnych (dobrych bądź złych) celów, a dzięki takiej kontroli miał poczucie bezpieczeństwa, czuł ochronę przed groźnymi i niepojętymi dla niego siłami. Magia zatem była ważna i potrzebna, a osoby zajmujące się nią były nie tylko społecznie akceptowane, ale nierzadko dzięki temu jeszcze bardziej poważane. Stan ten uległ jednak na przestrzeni wieków zmianie. Pojawiła się negatywna konotacja czarownic, które zaczęto postrzegać przez pryzmat konszachtów z diabłem, a wraz z tym pojawiły się prześladowania czy procesy czarownic, a także tortury i stosy. Nasuwają się pytanie – kiedy i dlaczego zmienił się status osób zajmujących się magią? Odpowiedzi wydają się  proste – okresem, którym przychodzi automatycznie na myśl jest średniowiecze, zwłaszcza te wczesne. Te wieki zwane są, ciemnymi, wówczas  Kościół katolicki „spopularyzował” instytucję diabła, a lęk przed ogniem piekielnym pozwolił usprawnić sprawowanie władzy nad wiernymi. Jednakże jest to odpowiedź błędna! Mocno osadzona w stereotypach, które – podobnie jak w odniesieniu do innych przykładów przemocy – odgrywają zasadniczą rolę. Warto  zaakcentować, że nie jest to ostatni automatyzm naszego myślenia o czarownicach. Samo pojęcie czarostwo” pojawiło się dopiero pod koniec średniowiecza. Na jego negatywną tożsamość oraz rozpowszechnienie znaczący wpływ mieli dwaj dominikański inkwizytorzy – Heinrich Kramer i Jacob Sprenger, którzy w 1487 roku  opublikowali dzieło pod znaczącym tytułem Malleus Maleficarum, czyli Młot na czarownice.  Było to swoiste kompendium wiedzy o magii (która zdaniem autorów niepodważalnie istnieje), czarownicach i ich związkach z szatanem. Podręcznik zawierał nie tylko opisy różnorodnych form czarów, ale przede wszystkim dokładne instrukcje wykrywania (ze szczególnym naciskiem na denuncjacje, próby ognia, wody czy igieł), sądzenia i eliminowania czarownic. Dzieło Kramera i Sprengera szybko zyskało na popularności i stało się podręcznikiem dla łowców, polujących na uprawiających czary . To od tego momentu magię zaczęto integralnie wiązać z „zaprzedaniem duszy diabłu”. I to ten argument stał się głównym zarzutem , rozpalającym stosy w niemal każdym europejskim kraju. A przecież wówczas Europa stała już na progu renesansu![1] Zatem tonie w „ciemnym”  średniowieczu, ale w dobie działalności Leonarda da Vinci, wielkich odkryć geograficznych, humanizmu i rozwoju uniwersytetów, polowanie na czarownice zebrało najkrwawsze żniwo. Niezaprzeczalnie świadczą o ty dane, zgodnie z którymi: w latach 1500-1680 w całej Europie spalono co najmniej 100 000 osób (pod zarzutem czarów)[2], z czego okres największych prześladowań to lata 1570-1630[3]. Liczby te z pewnością nie oddają pełni tragedii. Oskarżenia bowiem nie zawsze były rejestrowane, nie wszystkie wykazy przetrwały do dnia dzisiejszego, a ostatecznie także nie wszystkie osoby oskarżone o czary ginęły na stosach. Jak na tym tle wyglądała Polska? Czy rzeczywiście zasłużyliśmy na miano „państwa bez stosów? Niestety nie – kwarenda źródłowa wykazuje, że owe stosy paliły się co najmniej 444 razy[4]. Co więcej, dość powszechnie przyjmuje się, że to właśnie w Polsce spłonęła ostatnia czarownica w Europie. Była nią Barbara Sdunk (Zdunk), której stos zapłonął w sierpniu 1811 roku. Dziś co prawda wiemy, że Barbara nie została oskarżona o czary, ale o spowodowowanie śmierci kilku osób (wskutek podpalenie domu), a także to, że kaci otrzymali polecenie, aby ją dyskretnie udusić przed spaleniem (by nie rozczarować publiczności). Jednakże forma wyroku wystarczyła, aby tragiczna historia Barbary Sdunk przekształciła się w mit o czarownicy – mit żyjący do dziś[5]. Ogromna skala oraz powszechność polowań na czarownice w dobie epoki nowożytnej rodzi zasadnicze pytanie – dlaczego to wówczas na czarownicach skupiła się tak powszechna oraz ogromna  nienawiść? Znów nasuwają się oczywiste odpowiedzi – mizoginia jako syndrom owych czasów oraz tradycyjne postrzeganie kobiety jako istoty słabszej – a zatem podatniejszej na grzech. Nie są to mało istotne przesłanki do odrzucenia, jednakże nie tłumaczą ostatecznie przyczyn i skali omawianych zjawisk. Warto przy tym zauważyć, iż przeświadczenie o niższości kobiety względem mężczyzny nie było wyłączną domeną wieków XVI czy XVII. Co więcej, od zarania dziejów kobiety posądzane były o nienaturalne zdolności – rodziły dzieci, zajmowały się gotowaniem, leczeniem chorych. To z reguły kobiety wikłały się sąsiedzkie waśnie, które były pełne wzajemnych przekleństw czy uroków, a każda z tych rzeczy nosiła znamiona nadprzyrodzone. Dowody znajdujemy choćby w języku potocznym. Takie określenia jak: cud narodzin, wyczarować coś do jedzenia, rzucić nakogoś urok, abyś pypcia na języku dostał” itp. używane są przecież do dnia dzisiejszego i na stałe weszły do polskiej frazeologii. Nie sposób pominąć również faktu, że wbrew powszechnej opinii nie tylko kobiety padały ofiarami zarzutów o czary, choć bezspornie stanowiły one większość. Były co prawda kraje jak Węgry, Dania, Anglia czy Polska, gdzie procesy kobiet to prawie 100% rozpoznawanych spraw, ale w ogólnym rozkładzie przyjmuje się, że około 1/4 straconych osób stanowili mężczyźni[6]! Co więcej, były kraje (takie jak Islandia), gdzie mężczyźni to ok. 90% oskarżonych. Znów warto tu zauważyć i obalić stereotypowość naszego myślenia! W świetle tych argumentów rola mizoginii dla wyjaśnienia szału procesów na czarownice nie jest już tak jednoznaczna. Wydaje się, że większe znaczenie odegrały tu ogromne przeobrażenia społeczno-polityczne, do których na zbiegu epok. W pierwszej kolejności nalezy przywołać rok 1517, kiedy to Marcin Luter ogłosił swe tezy, rozpoczynając tym samym reformację i wyłonienie się nowych ruchów religijnych, a w dalszej perspektywnie – kontrreformację. Dokonując swoistego zamachu na Kościół katolicki Luter bezsprzecznie zburzył dotychczasowy stan rzeczy. Początki XVI wieku to również czas rozwijaju monarchii absolutnych, dążących do wzmocnienia kontroli oraz zdyscyplinowania społeczeństwa, a także czas rodzącego się kapitalizmu i proletaryzowania się chłopstwa. To z jednej strony wojny, epidemie i plagi głodu, z drugiej zaś – rozwój techniki i czas wielkich odkryć geograficznych. Jest rzeczą oczywistą, że tak silne zmiany, zachodzące praktycznie w każdym obszarze życia, dezintegrowały społeczeństwo i wprowadzały chaos, a z nim ogromne lęki i frustracje. W psychologii taki nadzwyczajny stan, w którym człowiek traci kontrolę i poczucie przewidywalności nad zdarzeniami (a zatem również poczucie bezpieczeństwa) nazywany jest kryzysem[7]. Kryzys nie tylko czyni jednostkę bezradną, ale  wymaga od niej ponownej analizy sposobu myślenia i postępowania. A jeśli pojawia się kryzys to, zdaniem antropologów – zwłaszcza Rene Girarda, pojawi się też kozioł ofiarny. Syndrom, wywodzący się z czasów hebrajskich[8], opiera się na założeniu, że grupa społeczna w momencie kryzysu, zmierzającego do obalenia wcześniej ustalonych, fundamentalnych i powszechnie akceptowanych praw, obiera sobie ofiarę, która staje się obiektem zbiorowej agresji. Kozioł ofiarny staje się swoistym antidotum na kryzys, wentylem, dzięki któremu każdy członek społeczeństwa można „wyrzucić” z siebie złość, frustracje czy żale. Według tej koncepcji mechanizm kozła ofiarnego jest wszechobecnym i nierozłącznym elementem sytuacji kryzysowych – bez względu na to, gdzie i kiedy dany kryzys się rozwija. Zdaniem Girarda mechanizm ów: wynika z faktu, że ludzie przejawiają nieświadomą skłonność do obciążania winą za przeciwności losu kogokolwiek oprócz samego siebie[9]. To spostrzeżenie podziela również psychologia. Jako ludzie nie lubimy przyznawać się do winy. Pojawia się dyskomfort, który chcemy szybko wyeliminować, a najłatwiej to zrobić przypisując winę komuś innemu. Jednakże ciężar poczucia winy, czy wyrzutów sumienia też jest nie do zniesienia. Wystarczy więc nadać sens swoim zachowaniom, zracjonalizować je i dysonans przestanie istnieć! Jak słusznie zauważa Harald Welzer – ludzie z łatwością potrafią usprawiedliwić swoje działania, nawet jeśli początkowo mieli opory i sądzili, że coś jest niemoralne[10]. Nie ma bowiem sytuacji, której człowiek nie byłby w stanie nadać sensu po to, by sobie z nią poradzić. Konkludując powyższe argumenty i odnosząc do okresu polowania na czarownice. Mamy przełom nie tylko wieków, ale i epok – diametralne przeobrażenia społeczne, gospodarcze i polityczne, a zatem klasyczny kryzys psychologiczny. Dotychczasowe mechanizmy kontrolowania i rozładowywania negatywnych emocji okazały się nieadekwatne, a to prowadziło do kumulacji agresji. Stąd już tylko krok do znalezienia kozła ofiarnego i skoncentrowania na nim swych złości, frustracji, niepokojów, a przede wszystkim zrzucenia na niego odpowiedzialności za wszystkie niepowodzenia, straty, plagi etc. Zdaniem badaczy to właśnie nowożytna transformacja doprowadziła do wykreowania obrazu czarownicy jako elementu kojarzącego się z chaosem i zagrożeniem. Taka teza wydaje się dobrze uzasadniać zarówno przyczyny, jak i skalę szału polowań na czarownice[11]. Powyższej zaprezentowane założenia bardzo dobrze przystają do zjawiska przemocy rówieśniczej, zwłaszcza klasowej. Klasa jest bowiem mikrospołecznością, rządzącą się wewnętrznymi regułami oraz przypisanymi uczniom rolami. Rola „kozła ofiarnego” jest jedną z nich. Z dużym prawdopodobieństwem pojawi się w klasie, w której nie wypracowano sposobów radzenia sobie ze złością i konfliktem. Najprawdopodobniej odnotować ją będzie można w czasie kryzysu, który może dotyczyć całej społeczności klasowej albo tylko sprawcy. Dziecko-sprawca, które nie radzi sobie z trudną sytuacją (na przykład rodzinną), najczęściej odreaguje i skompensuje swoje potrzeby właśnie poprzez zachowania agresywne wobec równieśników. By wyeliminować taki kryzys posłuży się „słabym ogniwem” – kim, kto ma niższą pozycję w grupie, jest cichy i spokojny, ale przede wszystkim w jakiś sposób jest „inny”. To właśnie on zostanie napiętnowany mianem „kozła ofiarnego” i jemu przypadnie brzemię odpowiedzialności za wszystkie niepowodzenia i kryzysy. Paradoksem tej sytacji jest akceptacja roli przez ofiarę, która jakby zdawała sobie sprawę, że porząduje innym rzeczywistość. Ofiara, wcześniej wyrzucona na margines klasy,w roli kozła staje się potrzebna i pomocna, a przez to znów akceptowana przez grupę. Opisywane mechanizmy można łatwo zaobserwować, zwłaszcza na etapie edukacji gimnazjalnej. Dlaczego akurat wówczas? Przejście ze szkoły podstawowej do gimnazjalnej jest bowiem dla ucznia jak zmiana epok – wymaga od nastolatka ustalenia nowego porządku, odnalezienia się w innym środowisku, przedefinowania siebie i swego miejsca w grupie. Na ten czas przypada również okres dojrzewania, który zgodnie z koncepcją Erika Eriksona, jest naważniejszym stadium w psychospołecznym rozwoju człowieka[12]. To na tym etapie młody człowiek poszukuje odpowiedzi na ważne egzystencjalne pytania – kim jestem, skąd przychodzę, dokąd zmierzam? To również etap przebudowywania relacji wewnątrzrodzinnych, zmiana form komunikowania się z rodzicami, walka o partnerską pozycję oraz większy zakres wolności. Ten tygiel różnorodnych kryzysów stanowi doskonałą pożywkę dla lęków i frustracji, a te z kolei dla agresji i przemocy. Co istotne, nastolatek dążąc do samodzielności nie opiera się na własnych doświadczeniach, ale na wzorcach zaczerpniętych od rówieśników oraz swoich autorytetów. Dla dzisiejszej młodzieży tymi autorytetami są w szczególności youtuberzy (vlogerzy). Niestety osoby te nader często epatują wulgarnością, chamstwem i przemocą. Ich reguły, opierające się na klasycznym podziale MY-ONI /lepsi vs gorsi/ sprawcy vs ofiary, są proste: każdego innego można, a nawet należy „zgnoić”, bez litości i przebaczenia. W świece cyfrowym, poza świadomością i kontrolą dorosłych, rozgrywają się swoiste igrzyska śmierci. Jednak tu „kozioł ofiarny musi stawić czoła tysiącom prześladowców, którzy czynnie lub biernie budują dla niego stos. — [1]    Przyjmuje się, że kres epoki średniowiecza wyznaczyło zdobycie w 1453 r. Konstantynopola przez Imperium Osmańskie. [2]    Gryglewicz (red.), Encyklopedia katolicka. Tom III. Lublin: Wydawnictwo KUL, 1995. [3]    Bechtel, G., Cztery kobiety Boga. Ladacznica, czarownica, święta, głupia gęś. Warszawa: Wydawnictwo Akademickie Dialog, 2001. [4]    Sałamonowicz, S. Procesy o czary w Polsce. Próba rozważań modelowych. Warszawa: Wydawnictwo Liber, 2000 [5]    Jeszcze w XIX wieku zdarzały się na ziemiach polskich oskarżenia o czary. Można tu przywołać postać Krystyny Ceynowy, która w latach trzydziestych XIX wieku zmieszkiwała wieś Chałupy, nad Zatoką Pucką. Była samotną wdową, osobąniezbyt lubianą, stroniącą od kościoła, uchodzącą za odmieńca. To na dachu jej domu siadały kruki, to ona złorzeczyła i zdaniem sąsiadów rzucała uroki. Gdy zachorował jeden z szanowanych mieszkańców wsi a miejscowy znachor nie był w stanie go uleczyć stwierdzono, że winę za chorobę ponosi właśnie Krystyna Ceynowy i jej uroki. Kobietę maltretowano, a następnie poddano próbie wody. Wykonano ją 4 sierpnia 1836 roku wrzucając Ceynowę do Bałtyku. Kobieta utrzymywała się na powierzchni, z dużym prawdopodobieństwem z uwagi na obszerną suknię, który wypychały ją ku górze. Okoliczność tą uznano za bezsporny dowód konszachtów Krystyny z diabłem i bezwzględnie zatłuczono ją wiosłami. Historia Krystyny Ceynowy została opisana  m.in. przez Stefana Żeromskiego w książce pt. Wiatr od morza. [6]    Bogucka, M. Gorsza płeć. Kobieta w dziejach Europy od antyku po wiek XXI. Warszawa: Wydawnictwo Trio, 2005 [7]    Sęk, H. Społeczna psychologia kliniczna. Warszawa: Wydawnictwo PWN, 2000 [8]    W  Dzień Pojednania  kapłan symbolicznie przenosił grzechy całego społeczeństwa na kozła. Następnie wyprowadzał zwierzę na pustynię, gdzie ginęło — tam też stawało się „kozłem ofiarnym.” [9]    Girard. R. Kozioł ofiarny. Łódź: Wydawnictwo Łódzkie, 1987 [10]  Welzer.H. Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów. Warszawa: Wydawnictwo: Scholar, 2010 [11]  Tezę odnajdujemy w pracach R. Girarda, Ch.Larner czy J.Wiltenburg. [12]  E.Erikson, Dopełniony cykl życia, Poznań: Wydawnictwo: DW Rebis, 2000 — Joanna Wajda – trenerka Edukacji Pokoju i doradczyni obywatelska, w latach 2001-2015 prezes oraz doradca prawny w Dolnośląskim Stowarzyszeniu Pomocy Ofiarom Przestępstw Karta 99; autorka broszur i poradników prawnych; członek Rady ds. Partycypacji działającej przy Prezydencie Wrocławia, członek Dolnośląskiej Rady Młodzieży; współtwórczyni wrocławskiego programu poradnictwa prawnego, który w 2015 roku otrzymał nagrodę główną Kongresu Poradnictwa Prawnego i Obywatelskiego, realizowanego przez Instytut Prawa i Społeczeństwa oraz Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, w kategorii: Najlepszy model współpracy samorządu i organizacji poradniczych; w 2014 roku, za wkład w rozwój polityki młodzieżowej, otrzymała srebrny medal Zasłużonej dla Dolnego Śląska;