Na łamach portalu Najpierw Mieszkanie ukazał się artykuł w oparciu o rozmowę z Dorotą Whitten. Poniżej zamieszczamy fragment i zapraszamy do lektury całości:

Słowo-klucz: mieszkańcy

Rozproszenie romskiego koczowiska we Wrocławiu była dla miasta trudnym wyzwaniem. Powiodło się dzięki zastosowaniu metody Housing First.

Romowie przyjeżdżający na dużą skalę z Rumunii do Polski zaczęli osiedlać się we Wrocławiu w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Ich schronienia stanowiły wznoszone naprędce tymczasowe baraki, niespełniające żadnych norm budowlanych ani standardów sanitarnych. Ok. 10 lat temu nieformalne obozowisko, które wyrosło przy ul. Kamieńskiego, stało się problemem wymagającym pilnej interwencji.

Przełamać stereotypy

Wykluczenie społeczne żyjących w obozowisku Romów, niezadowolenie okolicznych mieszkańców narastające zwłaszcza w sezonie grzewczym, gdy do obozowych palenisk trafiało wszystko, co dawało się spalić i nad okolicą unosiły się chmury gryzącego w oczy dymu – wszystko to sprawiło, że władze miasta we współpracy z organizacjami pozarządowymi, zaczęły szukać rozwiązania.

– Zastanawialiśmy się, co zrobić i były brane pod uwagę różne opcje. Może dać im nowy teren? No ale to po pierwsze nie likwiduje wykluczenia społecznego, po drugie generuje za chwilę takie same problemy, tyle że w innym miejscu. Był też rozważany pomysł z Francji, żeby podstawić gdzieś jakieś stare wagony kolejowe, bo jednak te stereotypy związane z rodzinami romskimi były silnie zakorzenione. Aż w pewnym momencie ówczesny dyrektor Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego Wrocławia powiedział: moment! Powinniśmy zacząć inaczej o nich myśleć: nie jak o rumuńskich Romach, ale jak o mieszkańcach Wrocławia, bo oni mieszkają tu już 20 lat! I to było to magiczne słowo, które pozwoliło nam myśleć o tym, aby dać im mieszkania – wspomina Dorota Whitten, socjolożka, wiceprezeska Fundacji Dom Pokoju, która objęła romskie rodziny z koczowiska programem wsparcia opartym na założeniach metody Housing First.