W połowie marca ulice Wrocławia opustoszały. Szkoły, instytucje kościelne i świeckie, organizacje – po chwili dezorientacji zamarły aby przearanżować swoją działalność. Niektóre (kościoły, parafie) niemal zupełnie ją ograniczyły, inne – przeniosły do sieci. Kto został? Poza osobami, których praca wymagała realnej obecności, została również duża grupa osób bezdomnych lub utrzymujących się z pomocy doraźnej (datki zbierane na ulicy – żebranie, zakupy robione przez ludzi dobrej woli, paczki żywnościowe z Banku Żywności, korzystający z kuchni charytatywnych czy lodówek społecznych). Ich sytuacja dramatycznie się zmieniła.

W pojedynkę nie damy rady

To truizm, ale jednorazowa akcja charytatywna nie rozwiąże złożonych problemów społecznych. Podobnie jak nie dokona tego jedna organizacja społeczna, jeden filantrop, nawet ten o najbardziej zamożnym portfelu. Potrzebna jest współpraca: tych, którzy mają czym się dzielić, z tymi, którzy dysponują konkretnymi rozwiązaniami – organizacjami społecznymi. Współpraca mądra, efektywna, oparta na wzajemnym szacunku i zrozumieniu.

Ale od czegoś trzeba zacząć. Odruch serca jest punktem wyjściowym. Anna Korzeniewska, Forbes

Jednak droga serca wiedzie częściej ku litości i pomocy interwencyjnej. Działanie ad hoc chwilowo może rozwiązać trudności, ale najczęściej nie wpłynie na zmianę położenia danej osoby. Jedynie pomoc nastawiona na długofalowy proces jest gwarantem transformacji. Stwarza szansę do działań efektywnych, a nie tylko efektownych. Do zmiany długofalowej, ukierunkowanej na określony efekt potrzebna jest ścieżka rozumu. Tylko ona powiedzie nas do świadomej, pięknej filantropii, stając się przy tym drabiną zmian w życiu osoby korzystającej ze wsparcia.

Mądre pomaganie, czyli systemowo i bez stygmatu

Potoczne, stereotypowe myślenie stygmatyzuje. I determinuje nasz sposób myślenia o niesionej pomocy. Ogłosiliśmy kiedyś, że organizujemy wsparcie dla dzieci z domu dziecka. Zgłosiło się mnóstwo ludzi dobrej woli z zabawkami, pluszakami, słodyczami. A tymczasem potrzeba było: majtek, skarpetek, pasty i szczoteczek do zębów, gier edukacyjnych, piłek, skakanek. Dlaczego dom dziecka kojarzy nam się głównie z potrzebą pluszowego misia?

Jak zatem działać, żeby pomoc nie stygmatyzowała i nie zatrzymywała w miejscu osoby czy grupy, którą wspieramy? Jaką drogę wybrać aby pomoc nie uzależniała, ale aby stanowiła realne wsparcie zmiany życiowej i odpowiadała na potrzeby? Jak myśleć systemowo, by nie podtrzymywać wyuczonej bezradności?

Oczywiście każdy odruch serca jest ważny i nawet najmniejsza pomoc się liczy. Warto jednak zachować balans – niezamierzonym efektem doraźnej pomocy może być uzależnienie – czekanie na datek, celowy zasiłek, paczkę żywnościową może ograniczyć inne działania danej osoby. Pamiętajmy, że wykluczenie społeczne często skutkuje lękiem przed opuszczeniem strefy komfortu, niskim poczuciem własnej wartości. Do tego dochodzi stereotypizacja czy racjonalizowanie sobie sytuacji, która dla nas jest trudna w odbiorze – żebrze, bo nie umiał/a pracować. 

Można by tu przytoczyć mnóstwo historii naszych własnych i zasłyszanych – jedne o tym, jak fryzjer czesze modnie osoby bezdomne, aby miały większe szanse na rynku pracy. Inne, jak historia mojej koleżanki, o tym, że ofiarowana osobie nocującej na korytarzu w bloku, kanapka, została przyklejona starannie do drzwi ofiarodawczyni. Nigdy nie wiemy, czy nasz odruch serca ratuje komuś życie czy jest wsparciem w tym momencie niepotrzebnym i niechcianym.

Praca z niewidzialną grupą społeczną

Od 2016 roku Fundacja Dom Pokoju realizuje projekt społeczny, skierowany do wielokulturowej społeczności, która przez lata była wykluczona, a nawet niewidzialna społecznie.

Niewidzialność społeczna sprawia, że wypadamy z sytemu. Nie korzystamy zatem z opieki zdrowotnej czy edukacji. W praktyce nie wiemy więc co zrobić, gdy nas boli ząb, zwichniemy nogę – co najwyższej zwracamy się ku działaniom interwencyjnym. Nasze dzieci nie uczą się czytać i pisać, albo kończą edukację na poziomie podstawowym, choć mogłyby więcej.

Kiedy widzimy żebrzące dziecko, łamie nam się serce. Mamy natychmiast odruch pomocy, kupienia mu czegoś dobrego. W ilu z nas budzi się refleksja, że właśnie łamane są jego podstawowe prawa? Gdzie są jego rodzice, czy to dziecko chodzi do szkoły? Dlaczego teraz nie jest na lekcjach? Żyjemy w państwie, w którym od kilku lat funkcjonuje system świadczeń 500+. Na każde dziecko. Zdania na temat tego wsparcia są podzielone, ale jedno jest pewne – żebrzące dziecko nie powinno być na ulicy, powinno być w szkole. Jeśli jeszcze macie wątpliwości, pomyślcie – jaki los czeka dziecko, które nie chodzi do szkoły?

Więcej na ten temat w rozmowie z Janiną Ochojską.

Pracujemy ze społecznością wielokulturową, która ze względu na pochodzenie etniczne, jest mocno stereotypizowana. Niewidzialność społeczna i stereotypy stanowią podwójny klosz, bardzo ciężki do przebicia. Jednak lata pracy, opartej głównie na relacji, nauczyły nas, że jest to społeczność bardzo refleksyjna i szybko ucząca się. Pamiętam konstatację jednej z asystentek: “pochodzę z biednej rodziny. Moi rodzice musieli bardzo oszczędzać i mnie tego uczyli. Pracuję ze społecznością, która pokoleniowo wychowywała się w skrajnie złych warunkach, poza systemem. Uczę ich, jak moi rodzice uczyli mnie”.

Zdjęcie lotnicze koczowiska, ul. Kamieńskiego we Wrocławiu

Mówiąc o mądrym pomaganiu warto posłużyć się piramidą potrzeb Maslowa. Aby mówić o edukacji, zapisaniu do przychodni rejonowej, szukaniu i utrzymaniu pracy, należy zaspokoić potrzeby podstawowe: dach nad głową i jedzenie. Potem poczucie bezpieczeństwa. Decydując się na pracę z niewidzialną społecznością wielokulturową musieliśmy stworzyć długofalową strategię, znaleźć środki i zacząć rozmawiać z osobami o zmianach, które ich dotyczą. Jednak aby rozpocząć procesy integracyjne i na powrót uczynić tę społeczność widzialną, najpierw należało zapewnić im godziwe warunki życia. Ciepło, dostęp do bieżącej wody, prądu, toalety – to, co dla nas jest naturalne, dla nich było nieosiągalne. Rozważyliśmy mnóstwo możliwości, analizując rozwiązania zastosowane w innych krajach: tymczasowe domki, nowa osada, różne rodzaje budownictwa społecznego, dedykowany ośrodek. Kierując się potrzebami społeczności, presją czasową oraz możliwościami Gminy Wrocław zdecydowaliśmy się na metodę housing first w połączeniu z rapid housing. W praktyce oznacza to, że rodziny zostały przeniesione do mieszkań, które mają status lokali treningowych, dzięki czemu ich warunki bytowe znacznie się poprawiły. Widzialność dla systemu oraz status mieszkańców Wrocławia zaowocowały możliwością ubiegania się o lokale socjalne, na równi z innymi mieszkańcami miasta. Przeczytajcie więcej o projekcie.

Działania nawykowe

Dlaczego osoby wychodzące z wykluczenia, kiedy mają gorszy okres ekonomiczny, wychodzą żebrać? Lub zbierać puszki, złom? Bo to są bezpieczne mechanizmy, które znają. Nasze doświadczenie pokazało, że największym blokerem aktywizacji zawodowej nie jest brak kompetencji, ale bardzo niska samoocena. Sytuacja społeczno – epidemiologiczna pokazała w całej jaskrawości, jak bardzo niektóre osoby i grupy społeczne uzależnione są od pomocy doraźnej.

Pomoc to niezwykle złożony temat, niniejszym tekstem rozpoczynamy cykl “Jak pomagać mądrze” – w kolejnych przeczytacie między innymi o ośmiu filarach asystentury, które realizujemy w naszym projekcie, a także o emancypacji kobiet z tej społeczności. W mądrym pomaganiu, przenikają się i uzupełniają ścieżka serca i rozumu. Na pytanie Czy pomagać?, zawsze odpowiemy twierdząco. W kilku kolejnych wpisach, poszukamy odpowiedzi na pytanie Jak pomagać?

______________

Dorota Whitten wiceprezeska Fundacji, socjolożka i mediatorka, zajmują się transformacją konfliktu w przestrzeni społecznej. Swoje działania zawodowe prowadzi na styku socjologii i mediacji – dziedzin, które uzupełniając się tworzą podwaliny pod budowanie dialogu wielopoziomowego w społecznościach lokalnych. Wspólnym mianownikiem jej wielokierunkowej i wielowymiarowej działalności pozostaje współczynnik humanistyczny.